zaloguj się

nadchodzące turnieje

« »

« Kobiety lubią brąz, mężczyźni wolą złoto »

#bodo #vince, 2014-05-11 00:08:30

JYHZŁfot. Justyna Górka Ostatnimi czasy Klubowe Mistrzostwa Polski zadomowiły się w stolicy polskich scrabbli. Wałcz, bo o nim przecież mówimy, gościł drużyny klubowe po raz czwarty. Możemy powiedzieć, że to miejsce nam służy – wszak wywieźliśmy stamtąd już trzeci medal. Jednak jest to drugi raz, gdy wałecki brązowy kruszec smakuje trochę gorzkawo.

W okresie poprzedzającym wałecki turniej spadł na naszą drużynę kataklizm. Z wyborów reprezentacji zrezygnować musiał Krzysiek Obremski, wieloletni kapitan i jedyny zawodnik, który reprezentował nasz klub na wszystkich dotychczasowych KMP. Kobrem, chwilę po złowieniu największego karpia w Graboszycach, rozegrał w Bydgoszczy swój chyba najważniejszy turniej w karierze. Ale że go szybko i sprawnie wygrał (jak to Kobi), drużyna otrzymała silny, pozytywny bodziec do startu w klubowych grach. Tyle że legniczanina nie udało się już do składu wcisnąć.

W zastępstwie drużynę poprowadził kapitan Bartek Morawski. Oprócz niego do Wałcza udały się cztery szable, których nazwiska otrzymacie anagramując słowa: Wianek, Psikacie, Szok, Zyskasz. Ciągle jeszcze musimy popracować nad składem, w którym nazwiska wszystkich członków drużyny byłyby słowami znajdującymi się w słowniku OSPS. W tym roku zabrakło niewiele. :)

Sam turniej zaczęliśmy dobrze. To znaczy najpierw, owszem, musieliśmy się otrząsać po nokdaunie 1:3 od łodzian z ŁKMS. Działony uraczyły nas dziewięciokrotnością PRZEGU?U autorstwa Kuby Szymczaka, a cenny punkt wywalczył w pojedynku kapitanów Bratek Mrowiska po zaciętej końcówce. Wyprowadziwszy jednak kontrę na 5:3, wróciliśmy na właściwe tory. Początek turnieju to koncert yohu (14:0) i Vince'a (14:1). I mimo że mieli po pauzie, obstawiali najwyższe stopnie podium klasyfikacji indywidualnej. Trochę migał się od gry Bodo, któremu nie wyszło spanie w pociągu, ale całkiem udanie spisywali się Karol i Dominik, dla którego był to debiut na KMP. Dość powiedzieć, że po łodzianach z kwitkiem odprawiliśmy warszawski Dąbek (8:0), Macaki II (8:0, ale ta drużyna grała w trójkę) i Macaki I (6:2). Żarło na pewno było - 23 kolejne zwycięstwa nie mogły być dziełem przypadku.

Należy tu wspomnieć słowa dwa o regulaminie rozgrywek, który, choć w sensowny sposób zostawiał najbardziej emocjonujące rozstrzygnięcia na sam koniec, sposobem sformułowania budził wiele pytań i wątpliwości wśród uczestników (i kibiców) właściwie do samego końca turnieju. 14 drużyn toczyło pojedynki systemem każda z każdą, przy czym pojedynczy mecz w pierwszej fazie składał się z 2 rund. W drugiej fazie nastąpił podział na dwie grupy po 7 drużyn (mistrzowską i tę drugą;>). Potem każda z drużyn dogrywała bonusową rundą 6 meczów z drużynami z jej grupy. „Niedokończone” mecze z drużynami z innej grupy traktowane były jako zakończone, ale mniej istotne.

Tak więc na tym etapie trudno było powiedzieć, że z kimś wygraliśmy czy przegraliśmy. Wiele zależało od następnych rozstrzygnięć. Choć w przypadku Dąbka i Macaków II było już pozamiatane.

Drugi dzień zaczęliśmy tak, jak skończyliśmy pierwszy. Osłabiony brakiem AMP Dominika Urbackiego Matriks Milanówek na dzień dobry zaliczył gong 0:4, później przewaga Siódemki nie stopniała i nie wzrosła. 6:2 dla nas. W następnym meczu dość łatwo złamaliśmy opór szczecińskiej rezerwy, choć na planszach były emocje większe niż by mógł wskazywać wynik 8:0. Można powiedzieć, że graliśmy uskrzydleni, bo pojawili się Basia i Kobrem, którzy gdzieś w przerwach między miażdżeniem przeciwników w Turnieju Towarzyszącym, wspierali nas w relacjach i dbali o dobrą atmosferę. Nie zapominamy tu również o Zuzie. ;) Tymczasem przyszło nam wziąć na tapet najmłodszy klub w stawce, czyli poznańskie Blubry, dowodzone przez Dawida Pikula. Dwa razy po 3:1 i na tym etapie dość pewnie mogliśmy myśleć o marszu po złoto z pozycji lidera.

Niestety, napotkaliśmy tu już pierwszy poważny opór. Drużyny z Rumi, która od dawien dawna sprawia nam kłopoty (nie licząc 2011 roku, kiedy wchodziło nam wszystko), ani w pierwszej, ani w drugiej rundzie nie udało się przełamać. Na dość poważny deficyt niezadrukowanych płytek zaczęli tu utyskiwać yohu i bodo. Ale prawdziwe nieszczęście miało dopiero nadejść. Mieszana damsko-męska drużyna Ghosta II już w zeszłym roku sprawnie czyściła przedpole swoim kolegom (i mężom). Nie inaczej było i tym razem. W roli niezdobytych twierdz wystąpili tu Justyna Górka i (dość niespodziewanie dla nas) Marcin Ceglarek. Porażkę 3:5 dałoby się pewnie jeszcze odkręcić, ale musielibyśmy 3. rundę pod presją wygrać 4:0.

A skoro drugi dzień zaczęliśmy jak pierwszy, trzeci zaczęliśmy jak drugi. Drużyna z Piły, w której składzie znajdziemy jednego pilanina bywającego we Wrocławiu, jednego byłego wrocławianina, jednego byłego ostródzianina, a także Gospodynię przedsięwzięcia pt. KMP, postanowiła nas orzeźwić z rana zimnym prysznicem. 3:5 podziałało w odpowiednim momencie, bo następna gra to prestiżowe starcie z KBKS Paranoja. Warszawski klub liczył w tym roku na sukces, gdyż po raz pierwszy nie był rozstawiony z numerem 1. Niestety dla nich, na szczęście dla nas, po pierwszych dwóch rundach udało nam się uzyskać prowadzenie na wysokość jednej gry. Zaś „człowieka o okrągłych włosach”, czyli kapitana Paranoi (lub Paranoji jak wolą pisać) Michała Alabrudzińskiego, dopadła swoista klątwa chorążego, polegająca na tym, że z co drugiego występu KBKS na KMP kapitan tej drużyny wraca z okrągłym zerem z gier z Siódemką.

Nagromadzenie trudnych przeciwników w kolejno po sobie następujących grach musiało dać o sobie znać w meczu z najwyżej rozstawioną czwórką z Krakowa. Przy czym zdawało się to w ogóle nie dotyczyć Dominika. Rijnswind wyczarował dwa zwycięstwa, jedno dwupunktowe, drugie jednopunktowe. Żelazne nerwy. Dokładając triumf kapitana nad Mariano Marianim, mieliśmy jeszcze coś do ugrania w prolongacie tego meczu. Ale 3:5 ustawiało w lepszej pozycji chłopaków z Ghosta.

Ostatnie starcie I fazy to szczeciński Blank w wersji nr 1. Staraliśmy się wykorzystać chwilowe osłabienie świetnie punktującej drużyny znad Zalewu (wybył Łukasz Tuszyński), ale powtórzyła się historia z meczu z ŁKMS. Najpierw oklep 1:3, potem mobilizacja i 5:3.

Jeszcze tego samego dnia odbyły się pierwsze boje w fazie finałowej. Dostaliśmy szansę na poprawienie remisu z gier z rumskim Mikrusem. Założenie było następujące: Bartek i Darek zasadzają się na rankingowo słabszych rumian, a Dominik i Bodo zdobywają jeden punkt z mocniejszymi. Założenia założeniami, a życie życiem. ;) Na szczęście i Dominik, i Bodo wzięli sobie do serca założenia taktyczne, w związku z czym porażka Bartka nie bolała tak bardzo jak by mogła.

Wieczór spędziliśmy pracowicie – następnego dnia czekał nas pojedynek nr 3 z Ghostem II i rozważyliśmy wszystkie możliwe warianty rozstawień. Mimo że na tym etapie rozgrywek dopisywanie się do przeciwników jest naprzemienne, po głębokiej analizie pojedynków rozegranych i z archiwalnych turniejów, znaleźliśmy 11 z 12 sposobów do idealnego dla nas rozstawienia: Bartek z Gosią, Darek z Żibą, Justyna z Karolem, a Boguś z M.Ceglarkiem. Remis nas nie interesował – graliśmy o pełną pulę.

Tradycyjnie scrabblownica zweryfikowała wszystko. I jak zwykle postanowiła zakpić ze wszystkich teoretycznych i optymalizacyjnych rozważań. Karolowi nie udało się sprostać Justynie, a gwoździem do porażki okazała się niemoc literkowa Kosiarza Dusz z Gibą skutkująca przegraną 2 punktami. Wspomnijmy tylko, że na ten moment Darek poniósł swoją 7 porażkę, z czego 5 zaliczało się na konto krakowskich graczy... Jeden cios tragedią nie był, ale na więcej potknięć nie mogliśmy sobie pozwolić - Ghost I szedł jak burza, a Paranoja zanotowała niespodziewany remis z Macakami, co warto byłoby wykorzystać...

Na szczęście kolejna runda była dla nas obowiązkową przerwą ze względu na nieparzystą ilość drużyn w drugiej fazie, więc mogliśmy poprawić sobie humor zajadając się ciasteczkami tudzież oddając celne (bądź częściej chybione) rzuty frisbee.

Kolejnym oponentem były Macaki II. Wynik 6-2 z pierwszej fazy dawał nam w najgorszym przypadku remis, ale nie dopuszczaliśmy do siebie tej myśli. Wynik 3-1 przypieczętował drugie zwycięstwo w decydującej fazie rozgrywek. Jedyną porażkę odnotował sfrustrowany kapitan, który jak się okazało tego dnia już nie zakosztował zwycięstwa... Ale nie uprzedzając faktów - czas na niepokonany Ghost I. Tak samo jak z Ghostem II musieliśmy nadrobić jedno zwycięstwo, żeby zanotować chociaż remis. Mimo przełamania Darka i zmiażdżenia, zniszczenia, unicestwienia wręcz jego rywala (oczywiście jednym punktem), redstar i bobo nie pozwolili na odwrócenie losów rywalizacji. Po tej rundzie Siódemka jest zdecydowanym przeciwnikiem wielodrużynowości na kolejnych KMP.

Porażka z Krakowem zepchnęła nas na 4 miejsce, ale nie traciliśmy nadziei na wynik medalowy. Zostało nam dwóch trudnych rywali - na pierwszy ogień trafili się stołeczni Paranoicy. Zbawienny układ 2-2 dawał zwycięstwo w rywalizacji z graczami ze stolicy. Pierwszy mecz w trymiga przerąbał sfrustrowany kapitan (w ostatnich 8 grach 6 porażek, w tym 6 meczów poniżej 350 pkt), który z miejsca zapowiedział pauzę w ostatniej rundzie. Równie szybko grę zakończył Dominik, niestety też w podobnym stylu. Na placu boju pozostawał Darek kontrolujący w końcówce wynik (kunsztownie niepołożone ODWIESZA, ale DZIWOT blokowało wszystko), więc w najgorszym razie mieliśmy remis. Rzecz niespotykana zdarzyła się na ostatnim stole - Aniołek nie znalazł headshota ze składu CACONE? do A, w związku z powyższym udało nam się wyjść z tejże potyczki zwycięsko. Wynik ten oznaczał też obronę tytułu przez Kraków, którzy niezależnie od ostatniej rundy i tak zapewnili sobie zwycięstwo.

Został ostatni mecz z Blankiem I i dużo niewiadomych. Przy dobrym zbiegu okoliczności (Paranoja przegrywa z Ghostem I, my wygrywamy bądź remisujemy, a GHOST II traci punkty z Rumią) mieliśmy szansę na drugie miejsce! Emocje sięgały zenitu, rozstawienie nam sprzyjało - liczyliśmy na wypunktowanie Kurdebalansa przez BMP Yoha, a także na zwycięstwa pozostałych dzielnych Siódemkowiczów. Rywale zagrali ewidentnie pod nas - Paranoja przegrała, Ghost II zremisował, wystarczyły dwie wygrane gry! Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie - raz wszyscy nasi prowadzili, raz przegrywali, tu blank się pojawił i dawał nadzieję, tu rywale kładli scrabbla... Niestety, nie wszystko potoczyło się tak jak miało się potoczyć. Darkowi przeciwnik co chwilę blokował scrabbla w paru różnych miejscach, sam dostał blanka i sytuacja zrobiła się dramatyczna. Yohu próbując odwrócić losy meczu ryzykował i położył dwie straty, co odbiło się na wyniku - 194 pkt... Boguś zanotował 3 wymiany, gra była lekko pod dyktando przeciwnika, literki niedomagały, TRZNADEL również nie pomógł, 0-2... Karol spotkał się z czterokrotnym vice-mistrzem Polski Kazimierzem Juniorem Merklejnem, gra była zacięta do samego końca, już Kazik witał się z gąską prowadząc i dobierając blanka, a tu nagle Karol kładzie do e ZMIERZIŁ, wychodzi na prowadzenie i idealnie dobranie w końcówce pozwalające na skończenie w 3 różnych miejscach daje nam zwycięstwo! 1-2, mamy co najmniej remis w ogólnym rozrachunku, jedno zwycięstwo dzieli nas od ulubionego miejsca kapitana! Lecz jak na prawdziwego dżentelmena przystało, Dominik pozwolił przeciwniczce wygrać. Zadecydował wybitny brak samogłosek w końcówce. 426 pkt okazało się za słabym wynikiem na dobrze dysponowaną Natalkę. Mecz kończy się wynikiem 6-6, co daje nam 3 miejsce za Ghostem I i Paranoją.

Podium jest, powinniśmy się cieszyć, lecz niedosyt pozostaje. Darek stwierdził, że oddałby te wszystkie zwycięstwa 8-0 za jedno zwycięstwo rozstrzygające mecz z drużynami krakowskimi czy szczecińską. No ale co zrobić - kobiety lubią brąz ;) Wspomnijmy jeszcze, że Siódemka wiedzie prym w wygrywaniu turniejów towarzyszących przy rozmaitych okazjach - tym razem bezkonkurencyjne okazało się małżeństwo Obremskich - serdecznie gratulujemy!

W imieniu całej drużyny dziękujemy za doping, siedzenie z nami na czacie i dzielenie emocji - tych dobrych okraszonych zwycięstwami, jak i tych złych zwieńczonych marudzeniem na niesprawiedliwości wszechświata i woreczkowego, że chciało się Wam nas oglądać, wspierać i kibicować. Jesteście najlepsi - w końcu reprezentujemy najbardziej rodzinny klub w Polsce:) W przyszłym roku już się nie damy - wracamy na tron!

PS Specjalne podziękowania dla Karoliny za fantastyczne koszulki. A dla Zarządu za sponsoring. ;)

Dodaj swój komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

Komentując możesz używać składni Markdown.

Get Adobe Flash player

nasza strona na facebooku
galerie
tajskie kości ;)
tajskie kości

wersja „nie wszystko Wam wolno, robaczki”, powstała w styczniu 2014 © bodo