« Wiara, siła, męstwo to nasze (nie)zwycięstwo »
Tegoroczne Klubowe Mistrzostwa Polski niezbyt nam wyszły. Miała być radość, dobra gra i zabawa a wyszła stypa. Jedynymi, którzy nie zawiedli byli kibice na czacie i na miejscu.
Z perspektywy czasu, można by powiedzieć, że pierwszy sygnał ostrzegawcze otrzymaliśmy zanim dojechaliśmy na miejsce rozgrywek - Szczepocic pod Radomskiem. Było nim pomylenie dróg dojazdowych zarówno przez Bartka jak i przez Gosię. Pogoda również niezbyt nastrajała optymizmem - było szaro, mokro i jakoś tak niemajowo.
Mateusz, popularnie zwany Mariuszem, dowiedział się, że na nazwisko ma... Kożulikowski :).
Pierwszym przeciwnikiem był debiutujący w KMP Warszawski Klub Scrabblowy "Dąbek". Patrząc na różnicę rankingów wydawało się, że pojedynek ten będzie formalnością. Pierwsza runda również na to wskazywała, chociaż prowadzenie 4:0 wcale tak łatwo nie przyszło. W drugiej, niespodziewanie wygrali przeciwnicy 3:1. Krzysiek niespodziewanie przegrał z Kacprem Zegadłą a Mateuszowi szans nie dał jego "imiennik" Mariusz Sylwestrzuk. Swoją dobrą formę Mariusz potwierdził w 3 rundzie ogrywając Bartka, głównie dzięki położonej dziewiątce. Dzięki dobrze rozegranej końcówce z Szymankiem przez Gosię a także zwycięstwie Tomka nad tatą Szymona Maciejem w 3 rundzie wywalczyliśmy 2:2 i minimalne zwycięstwo 7:5 na koniec. Cóż, nie był to rezultat, którego się spodziewaliśmy, ale uznaliśmy, że "pierwsze koty za płoty" i dalej będzie lepiej.
Chyba trochę zignorowaliśmy ten sygnał ostrzegawczy dany nam przez WKS "Dąbek" zwłaszcza, że w następnym meczu wygraliśmy z Rumskim "Mikrusem". W szwungu był Tomek, który pokonał Miłosza Wrzałka, zatrzymał go jedynie Homba, który to coraz bardziej śrubuje liczbę zwycięstw z Tomkiem (ale do Kamila Górki, na szczęście, mu daleko). Na koniec Tomek z kwitkiem odprawił Grześka Łukasika, który to popisał się niecodziennym zagraniem - położył tę samą stratę 2 ruchy z rzędu: SARDINO z blankiem za O, co Tomka wprawiło w niezłe osłupienie ale za to dało rzadko spotykaną wygraną z tej klasy zawodnikiem - 482:186.
W potyczce z Rumią za falstart z Dąbkiem odkuł się niezwykle zmotywowany Bartek kolejno ogrywając Grześka Łukasika, Miłosza Wrzałka a w ostatniej rundzie Rafała Lenartowskiego. Takim samym bilansem co Bartek w drużynie przeciwnej mogła pochwalić się Sirka, która kolejno pokonała Gosię, Mateusza a na deser Krzysia. W szczególności bardzo mocno poturbowała Mateusza, kładąc mu dziwiątkę NIEJASKA (po premii Mateusza POUDAWAJ) a w sumie 5 premii. Podobnie w 2 rundzie poturbowany został Tomek przez Rafała. Remis 2:2 w ostatniej rundzie dał nam jednak zwycięstwo 7:5 i mogliśmy czuć się dumni z pokonania jednego z faworytów do medalu. Jak się później miało okazać faworyta, który znalazł się na podium.
Warto nadmienić, że Rafał położył w partii z Bartkiem piękną siódemkę MENAIONY a Tomek z Wrzałkiem "polecieli rybami", tj. TROCIOM i SAJRAMI.
Kolejnym przeciwnikiem była druga drużyna krakowskiego Ghosta. Duszek jako jedyny Klub skorzystał z możliwości i wystawił 2 drużyny, co w ostatecznym rozrachunku przyniosło mu aż 2 medale. Niespodziewanie w drugiej ekipie znalazła się Justyna Górka, którą większość ekspertów typowała do pierwszej drużyny. Mecz z Krakowem zaczęliśmy przyzwoicie, od remisu 2:2. Dwa "konie pociągowe" w cugu: Bartek i Tomek, wysoko pokonali swoich przeciwników. Niespodziewanie, dla nas, w 2 rundzie przegraliśmy 1:3. Justyna nie dała szans Gosi, Tomek z Bartkiem przegrali w końcówkach. Jedynie Kobrem ugrał punkt z Gosią Sulejewską. 3:5 po drugiej rundzie - to nie wyglądało dobrze. Aby myśleć o zwycięstwie trzeba było pokonać Krakusów 4:0. Początkowo 3 kolejka nie zapowiadała się źle, była nawet szansa na wspomniane 4:0, ale w partii z Tomkiem Gosia Sulejewska położyła kolejno ryzykowne POZIEWAM a potem OPYLACZU i z 70-punktowej przewagi zrobiła się 50-punktowa strata, której to Tomek nie dał rady już odrobić, chociaż bardzo się starał. Tomek instynktownie czuł, że Gosia ma skrabla i starał się zablokować jak najwięcej miejsc na premię, ale dwukrotnie wybrał złe miejsca, co boleśnie odczuł. Wywalczone przez Krzyśka i Bartka zwycięstwa w ostatniej rundzie sprawiły, że przegraliśmy minimalnie 7:5.
Cóż, ta niespodziewana porażka trochę zbiła nas z pantałyku, ale nie podłamała. Wiedzieliśmy jednak, że jeżeli chcemy walczyć o medal, to na kolejne takie wpadki nie możemy sobie pozwalać. W swoim debiucie frycowe zapłacić musiał Mateusz, który efektownie rozpoczął od zwycięstwa, aby później do końca dnia nie wygrać już ani jednego meczu. Świetnie grający w pierwszych dwóch meczach Tomek w ostatnim dostał zadyszki, no i skończyło się tak jak się skończyło.
Wieczorem przyszedł czas na rozrywki. Główną atrakcją wieczoru okazała się gra "Lalamido", czyli "Jaka ta melodia" w wersji drużynowej. Zestaw piosenek do zgadywania został przygotowany przez Bartka a skrabliści szokowali się wzajemnie znajomością artystów oraz tytułów śpiewanych przez nich utworów. Gwiazdą wieczoru okazał się Julek Czupryniak, który bardzo spontanicznie reagował na dobre, rockowe granie - w szczególności na Nirvanę.
Drugi dzień, dobrze zmotywowani i wypchani śniadaniową kiełbasą rozpoczęliśmy pojedynek z GKS-em. Wszystkie trzy rundy wygraliśmy 1:3. Czynny opór stawiał nam Maciej Rzychoń, który to wygrał z nami wszystkie 3 gry. Ciekawą strategią kiszenia blanka zastosował Marek Salamon, który w ten sposób przegrał 2 partie - z Krzyśkiem i Tomkiem. Dodać należy, że w partii Marka z Krzyśkiem ten ostatni popisał się kunsztem i niecodziennym zagraniem. Wiedząc, że przeciwnik ma blanka a w worze zostało dokładnie 7 liter zrobił wymianę. Jak sam później powiedział, aby wiedzieć jakie litery są w worze, co ma przeciwnik i by móc optymalnie rozegrać końcówkę - co też mu się udało.
Kolejnym przeciwnikiem był pilski "Grajmyż" z koniem trojańskim w składzie (Pawłem Janasiem) oraz transferem z Ostródy w postaci Donia. Pierwsza runda wyszła nam tak sobie - 2:2. Dobrze zagrał Mateusz, który pomału odradzał się po dniu poprzednim. Mogło być nawet 3:1, ale Kobrem przegrał końcówkę, którą powinien wygrać. Kolejna kolejka to był prawdziwy cios obuchem, po którym Grajmyż się już nie podniósł. Komplet zwycięstw! Bartek nie dał szans Joli Chłopińskiej a Krzysiek Sławkowi Zabawie. Mateusz ładnie wygrał z Doniem a Tomek brawurowo i bardzo przytomnie zagrał z Pawłem Janasiem dobijając przeciwnika premią ŚCIEMNI przedłużającą ISKRZĄ do ISKRZĄC. Jak wiadomo 6:2 to dobra zaliczka przed 3 rundą. Bartek wygrał zdecydowanie ze Sławkiem Zabawą i było po zabawie dla "Grajmyż". Na dobicie przeciwnika Tomek wygrał "hedszotem" ODSIANE, słusznie "rozkminiając", że nawet jak wystawi Joli na drogi ruch (a przegrywał!) to w worze są takie litery, ze do premii na 99% dolosuje.
Dwie kolejne wygrane znacznie poprawiły nam humor po przegranej z drugim Duszkiem, znów byliśmy na dobrej drodze. Ale kto wtedy wiedział, że zejdziemy na manowce?! Nieszczęście zaczęło się od gry z Macakami. W pierwszej rundzie Bartek przegrał z Krzyśkiem Sporczykiem, który to instynktownie (?) zblokował Bartkowi piękną premię OMRZELI. Mateusz został niespodziewanie ograny przez Julka Czupryniaka. A wszystko zaczęło się dobrze. Przeciwnicy w pierwszym ruchu albo wymieniali, albo kładli tanie ruchy. My zaś kładliśmy premie, kolejno: LANDARZE (Gosia w partii z Szymonem Płachtą), KAPCIEM (Mateusz z Julkiem) i DEBLOWE (Kobrem z Wesulem). Na kontrę Macaków długo nie musieliśmy czekać: RASIZMOM, SPAKOWAŃ, CZERPALI - i już przewaga zniwelowana. Tak "rozjuszeni" nas zawodnicy kładą w odpowiedzi BASOWAŁO (Bartek) oraz RODNIAMI (Kobrem)! W międzyczasie Mateusz przekonał się, że GARBIK mimo, że ostatni chodzi do pary z FAJECZKĄ w ustach Piotra Żyły, to już niekoniecznie jest on "do pary" w OSPS-ie. Ostatecznie to GARBIK okazał się kluczową stratą dla Mateusza, która nie pozwoliła mu wygrać swojego meczu, chociaż do końca gonił (premia WALOROM). Gosia chociaż odpowiedziała na premię NIEPUSTA piękną IMPREZKĄ (przez P), to musiała uznać rację OSPS-a, że IMPREZKI to sobie zrobić nie można. Rozmiękczona stratą bała się już położyć REMIZKĄ, która to już w OSPS-ie się znajduje. W kolejnym ruchu położyła jednak ZAĆMIONE, ale zmuszona była to zrobić tak, że kto dostaje J, ten pięknie przedłuża na potrójność. Z racji, że J dostał przeciwnik, to nie pozostało nic innego jak pogodzić się z porażką. Druga runda miała nas wyprowadzić na prostą, ale zamiast wyprowadzić, pogrążyła nas. Tomek nie dał rady w końcówce Szymonowi Płachcie i przegrał nieznacznie 432:442. Gdyby w swoim przedostatnim ruchu położył PŁÓZ w innym miejscu za tę samą liczbę punktów - a zastanawiał się długo, które wybrać - to wygrałby tę partię. Na domiar złego, również Krzysiek przegrał swoją partię, trochę na własne życzenie. Bartek nie mógł nic zrobić w partii z przeciwniczką (Gosią Deszczyńską) chociaż bardzo się starał i walczył do końca. 6:2 w plecy po dwóch rundach, tego się nie spodziewaliśmy. Aby zremisować, w ostatniej rundzie trzeba było wygrać 4:0. Kobrem przegrał w partii z Szymonem Płachtą, chociaż mógł wygrać a Gosi zabrakło niewiele, aby wykorzystać nonszalancję Wesula - położyła w ostatnim ruchu słowo z 6 liter, MĘŻAMI, za ponad 80 punktów. Do szczęścia zabrakło jej 11 małych punktów. Remis 2:2 niewiele zmienił i kolejna porażka stała się faktem.
Bolesna porażka z Macakami wyczerpała nasz limit pomyłek - od teraz byliśmy pod ścianą, musieliśmy wygrywać wszystko do końca. Ale kto mógł przypusczać, że do końca nie wygramy już nic?
Kolejny przeciwnik to Łódź, którą dotychczas ogrywaliśmy zawsze i jak chcieliśmy. Sugerowało to, że w tym roku może być podobnie. Nic bardziej mylnego. Zaczęliśmy wyrównanie od 2:2, jednak to druga runda okazała się kluczowa. Działony "zniszczyły" nas 4:0 i znów byliśmy pod ścianą. Trzecia runda to znów remis 2:2 i ostatecznie porażka w meczu 8:4. Katem naszej drużyny okazał się Andrzej Kroc, który wygrał kolejno z Bartkiem, Tomkiem i Mateuszem. Formę i szczęście zatracił gdzieś Tomek i przegrał wszystkie gry z Łodzią. To wystarczyło aby Łódź nas zatopiła. W smutnych nastrojach kończyliśmy dzień drugi. No, chyba, żeby pocieszenia szukać w tym, że Krzysiu nie dał położyć Shlafrockowi premii SZLAFROK. Na złoto szans już nie było, bo krakowski Ghost wygrał dotychczas wszystkie gry. Niespodziewanie na drugim miejscu również plasował się zespół z Krakowa, tyle, że z II na końcu.
Po dwóch bolesnych porażkach trzeba się było jakoś uleczyć, udaliśmy się na zakupy do Dino a później po raz drugi graliśmy w "Lalamido" by spontanicznie przejść w zabawę w "1 z 10" gdzie Tadeuszem "Szczukiem" był Kobrem.
O dniu trzecim lepiej nie pisać. To co zrobił nam Kraków to będzie nam się jeszcze długo śniło po nocach. Inna sprawa, że kombinacja ich formy z ilością szczęścia i blanków, które mieli byłą siła nie do pokonania. Gdy już mieliśmy premię, to oni zawsze mieli lepszą. Gdy wygrywaliśmy nieznacznie, to oni dostawali 2 blanki, itd. Cóż, porażkę trzeba było znieść z godnością.
Pojedynek z Matriksem to były już dożynki. I chociaż po przegranej pierwszej rundzie 1:3 doprowadziliśmy do remisu, to w 3, ostatnie rundzie zabrakło nasz szczęścia. Można gdybać, co by było gdyby Tomek nie stracił w ostatnim dniu formy i szczęścia z pierwszych 5 meczów (przegrał wszystko!) czy gdyby w meczu z Mariolą zaryzykował DULSKA dające mu remis (chociaż końcówkę przegrał chyba wcześniej) nie blokując dojścia do premii bo bał się zostać z Ć na stojaki i przegrać albo też Gosia szczęśliwiej dobierała w partii z Markiem Dudkiewiczem... ale niewiele by to dało. Podium przegraliśmy już wcześniejszymi meczami.
Szóste miejsce to nie jest miejsce na miarę naszych aspiracji i oczekiwań, ale może jest nam potrzebne, aby jak Kraków po niepowodzeniach odrodzić się z popiołów w roku następnym?
Indywidualnie też nie było rewelacji, Bartek wygrał 14 z 23 partii, Krzysiek 13 z 22, Tomek 12 z 23, Mateusz 7 z 21 a Gosia 5 z 19.
Gratulacje oczywiście należą się Krakowskiemu Ghostowi za to, że w wielkim stylu (bez porażki!) zdobył tytuł. W tym roku byli poza zasięgiem. Drugiej drużynie Krakowa również należą się gratulacje, bo chyba nikt (poza Kobremem i Bartkiem :D) nie dawali im szans w sondażach a także Mikrusowi, który kolejny raz znalazł się na podium.
Podziękowania należą się również Wam kibicom, za to, że na czacie do końca wierzyliście i trzymaliście kciuki. Oczywiście również kibickom na miejscu, za to że pocieszały oraz pisały na czacie.
Drużynie dziękuję za walkę oraz wiarę w zwycięstwo nawet wtedy jak nie szło a przede wszystkim za dobrą i fajną atmosferę. Co jak co, ale na tym polu jesteśmy niezwyciężeni!
#1bodo
#2aztech
#3bodo
Pozytyw jest taki, że skoro - jakby rzekł Artur Szpilka - zrobili nam dziecko, to my to dziecko wychowamy i ono nas pomści. Logiczne.
#4ZiemQ
#5aztech
#6Lwisko
#7macak
#8aztech
#9B. von Zdroyewsky
#10B. von Zdroyewsky
#11bodo
na szczęście, sprawa przyszłorocznego mistrzostwa pozostaje otwarta.
#12kuk_czuje_praliny
#13aztech
#14MaCzu
#15Sarwej
#16MaCzu
#17aztech
Zysk zaś jest taki, że:
- znasz dokładnie litery w worze;
- znasz dokładnie litery na stojaku przeciwnika;
- dzięki temu jesteś w stanie z dużym prawdopodobieństwem określić jakie kierunki blokować i jak punktować by nie wystawiać;
- wiesz też, co będziesz dobierać (z czego w zasadzie).
No ale najlepiej by sam Kobrem się wypowiedział :)
@Sarwej: pewnie by sprawdziła, ale nie takich ruchów w końcówkach nie sprawdzano
#18A krzepi batem zadek
#19bodo
#20sfrustrowany anagramator
#21bodo
#22Ziemek Bartek Pazda
#23aztech
Później analizując z Kobremem wyszło na to, że powinienem tego J zablokować i nie martwić się o tym, że zostanę z Ć, bo blok DUD był za ok. 28 punktów a z reszty liter utrzymałbym taką przewagę, że nawet po odjęciu Ć minimalnie bym wygrał.
#24MaCzu
#25Kuk_czuje-praliny
#26kobrem
mogę się odnieść do sytuacji z wymianą. wykreśliłem i widziałem, że wśród 14 pozostałych liter jest blank i kilka samogłosek nie pamiętam czy 4 czy 5. na planszy były dwa miejsca na położenie scrabbla, niekoniecznie oczywiste ponieważ raz przedłużką musiał być Y, który mógł być tylko blankiem, albo przeplecenie premii przez Z, bardzo ciężkie z tego co zostało, aczkolwiek możliwe. nie miałem możliwości bloku, który dałby mi więcej niż 3 pkt, żadnego z tych miejsc. na stojaku miałem coś w stylu NOGZRDT, max ruch za 12 pkt schodzący moją ostatnią samogłoskę, a miałem 14 przewagi. zdecydowałem się i tak wyrzucić to O i wymienić 7 liter z paru powodów:
1. w najlepszym razie przeciwnik nie ma blanka i na pewno go wezmę.
2. mam bardzo dużo czasu, a przeciwnikowi zaczyna erektować chorągiewka znaczy zostaje mu 5 minut i mogę sobie pozwolić na bardzo taktyczną rozgrywkę
3. poznaję po wymianie stojak przeciwnika i dokładnie to co jest w worku
4. jeśli wiem co ma przeciwnik i co jest w worku i plansza jest zblokowana to mam sporą przewagę, bo:
a) jeśli przeciwnik będzie próbował zbierać do premii i wywali jedną literkę, to mam 7 sytuacji do rozważenia co zajmie mi pewnie około minuty, gdy wywali 2 płytki no to mam jakieś 7 po 2 czyli pewnie koło 20 sytuacji, wiadomo upierdliwe, ale też możliwe do przeliczenia w sensownym czasie. najgorsza dla mnie sytuacja to gdy gra ruch z 3 płytek i nie wywala blanka bo tu już jest 35 możliwości co praktycznie jest nie do przeliczenia w grze na żywo, a nawet podczas analizy w domu mogłoby się okazać zbyt żmudne. podobnie słabo jak wywali 4 płytki, ale jakieś mocno sensowne ruchy z 3 lub 4 płytek na tej planszy nie mogły zostać na mój gust wykonane.
b) dobrą sytuacją jest też gdy gracz zdecyduje się zagrać na przemiał, z 6 bądź 5 liter, ponieważ mogę sobie rozplanować dość fajnie końcówkę pod kątem tego co mogę dobrać z worka (te same wyliczenia co dla znajomości składu przeciwnika). niestety raczej nie mogę zakładać takiego rozwoju spraw bo też ciężko się spodziewać tak nierozważnego ruchu.
jednak jak się później okazało, przeciwnik zagrał bardzo nierozsądnie i zszedł z 6 liter w tym z blanka, wychodząc na 8 przewagi i wystawiając mi na drogi ruch. nie było to zagranie profitowe, bo skoro ja właśnie wymieniłem 7 liter to on 6 z tych wymienionych dobierze i pewnie przegra wyrównaną końcówkę z pełnych stojaków. tak właśnie się stało. ponadto zostawił jeszcze w worku O, więc był na koniec bez samogłosek.
na miejscu zrobiłem też analizę coby było gdyby przeciwnik sensowniej zagrał ostatni ruch, ale też nie mógł tego wygrać grając optymalnie po mojej wymianie. ciekawe jest to, że bez wymiany miałbym pewnie około 50% szans na wygraną (musiałbym liczyć na dobre, samogłoskowe, dobrania). nie wiem na ile pomogła mi wymiana 7 liter, może faktycznie wymienienie 6 miałoby tu jakiś sens, ale bałem się też nadmiaru samogłosek w końcówce, co też bywa zmorą. jak się okazało słusznie bo dobrałem 3 samogłoski.
wymiana 7 liter okazała się więc strzałem w "10", ale wiązała się oczywiście z pewnym ryzykiem.
jak jakieś pytania to postaram się odpowiedzieć :)
pzdr.
#27MaCzu
Trochę mi to przypomniało sytuację z mojej partii z PP chyba w 2006, kiedy to po analizie okazało się, że najlepszym przedostatnim ruchem mojej przeciwniczki był... pas (a zagrała siódemkę i wtopiła wysoko, bo skontrowałem hedszotową dziewiątką). I jest to chyba jedyna znana mi sytuacja tego typu.
Pozdrawiam - Maciek
PS Erekcja chorągiewki mnie rozwaliła :D